186 marzeń Złotego Kota

Po co komukolwiek lista ze 186 marzeniami?
Przeczytajcie historię Kasi Wiekiery, której życie to tak naprawdę realizacja jednego marzenia. A brzmi ono - twórz życie na własnych zasadach. 
Kasia opowiada, jakie przekonania i trudności musiała pokonać, by założyć własną działalność. Co motywuje ją do tego, by codziennie wstawać z łóżka (jakie jest jej dlaczego) i dlaczego daje sobie całe życie na realizowanie swoich marzeń. 

Cześć Kasia! Powiedz, proszę: kim Ty jesteś?
Jestem przede wszystkim kobietą. Myślę o sobie w kontekście płci, bo to wyznacza moje miejsce na ziemi i na świecie. A potem jest wiele innych tożsamości, które mnie określają: jestem matką, istotą refleksyjną, kocham idee, książki, słowa. Trochę jestem nad ziemią. Bardzo dużo myślę i jestem w głowie, z czego wynikają różne zgryzoty… Zawodowo wybieram prace związane ze swoją ciekawością ludzi i świata - kiedyś dziennikarstwo, dziś copywriting. Jestem istotą piszącą i tu dochodzimy do sedna. Odpowiadając krótko - jestem kobietą. Odpowiadając długo, myślę, że to jest najważniejsze pytanie w życiu każdego człowieka, odpowiedź na nie zajmuje całe życie i na różnych etapach życia inaczej się nie nie odpowiada. 
Jak się domyślasz, chciałabym porozmawiać z Tobą o marzeniach...
Wiem i mam nawet taką listę 186 marzeń! Jak je wszystkie spełnię, to możesz ze mną zrobić wywiad, wtedy będę bardzo ciekawą osobą! Na razie jestem w marzeniowym przedszkolu. Marzenia, to jest taka studnia, która nigdy nie wysycha. Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że miała problem, bo nie mogła wypisać sześciu marzeń. To ona zainspirowała mnie do zrobienia swojej własnej listy. Wyszło 186 marzeń. Po prostu wzięłam kartkę i zaczęłam pisać. Nie wiem, po ilu minutach skończyłam. Przypomniałam sobie o tej kartce jakieś dwa tygodnie temu, a samą listę stworzyłam w 2015 lub 2016. Było tam wiele rzeczy, które mogę już odhaczyć, ale wiele jeszcze mam do zrobienia. Fajnie jest mieć taką listę. Porównując ją z moją listą rzeczy do zrobienia - zakupy, faktury itp., ta z marzeniami jest dużo ciekawsza. Więc mam ją, pielęgnuję i podlewam tę sferę marzeń...
A mogłabyś nam jakieś zdradzić? Takie dotyczące przeszłości czy przyszłości?
Wiesz co, one są takie odjechane… Ja się ich cały czas w życiu trzymam, mam z tego powodu większe lub mniejsze problemy. Na przykład zawodowe związane z poczuciem bezpieczeństwa, bo się trzymam tego swojego zawodowego marzenia o pisaniu i trzymam się tych swoich ideałów. Czasem te marzenia to raczej koszty niż korzyści. Niektóre z marzeń z tej listy traktuję poważnie, część jak zabawę służącą czerpaniu z życia większej przyjemności. Próbowałam też je sobie pogrupować. Zielone to marzenia związane z naturą, fioletowe z podróżowaniem, czerwone to te materialne. Są tam takie marzenia jak: roczny karnet do filharmonii, odwiedzić Japonię, kurs rysunku, dobry aparat fotograficzny. Niektóre są wymagające jak trekking w Nepalu czy wydanie zbioru haiku ilustrowanego własnymi akwarelami, inne bardziej osiągalne np. mieć rodzinną sesję fotograficzną.
Myślisz, że warto jest je spełniać, czy wystarczy tak mieć?

Myślę, że pod koniec życia, gdybym spojrzała na tę listę (bo na spełnienie marzeń mam całe życie) i zobaczyła, że większość z nich jest zrealizowana, to mogłabym sobie z czystym sercem powiedzieć: Miałam piękne, bogate, szczęśliwe życie. Niektórzy myślą, że marzenie to musi być coś wielkiego, abstrakcyjnego, nierealnego. A ja myślę, że żyć marzeniami można na różne sposoby: można mieć mikro marzenia, nie trzeba od razu makro. Wszystko jest do zrealizowania tak naprawdę.
Jest takie hasło: Marzenia się spełniają czy marzenia się spełnia. Po której jesteś stronie?

Wiesz co i to, i to. Czasem jest tak, że musimy pokazać, że nam się chce, dać sygnał do świata. Jak chce się wygrać w Totolotka, to trzeba kupić los, trzeba dać szansę. 
Na czym się teraz koncentrujesz?
Jest marzenie związane z moją sferą zawodową i to jest marzenie o takiej działalności, która daje mi równowagę. To jest marzenie o byciu mamą i posiadaniu pracy, która jest źródłem satysfakcji na każdym polu: intelektualnym, finansowym. Czyli żeby żyć tak jak się chce, to dla mnie ważne. A z takich mniejszych marzeń, to chcę sobie zrobić bęben. Bardzo lubię ten rytm... Nie tak dawno temu, wchodziłam na Wielką Sowę, to jest taka góra niezbyt wielka, można na nią wejść nawet z dzieckiem na plecach. Wchodziłam z intencją skontaktowania się ze swoim wnętrzem, odnalezienia w sobie czegoś ważnego. I tam na szczycie tej góry grał na bębnie jakiś mężczyzna, dla mnie to nie przypadek. Jakby wołało mnie serce i tym bębnem miała wystukiwać sobie jego rytm. Myślę też, że realizacja marzeń wymaga od nas wysiłku, jeśli na przykład chcę porcelanową filiżankę, to jest to tylko kwestia kosztów, ale jeżeli marzę o tym, żeby urządzić się w życiu po swojemu, to wymaga zmian, dogadania się z ludźmi, chodzenia na kompromis.
Chciałam cię zapytać o twoje why? (S. Sinek)

Patrząc na swoją historię, to całe swoje życie zdobywam wiedzę na temat pokonywania przeszkód. Np. jako copywriterka, skupiam się na pokonywaniu przeszkód, które oddzielają klientów od skorzystania z produktów i usług moich klientów. Moje dlaczego jest też związane z pisaniem i wyrażeniem siebie. Pomagam innym dotrzeć ze swoją prawdą, historią i wartościami do świata. Piszę teksty, które przyciągają pieniądze i klientów. Uwielbiam pracować dla ludzi z misją, którzy swoją pracą uzdrawiają ciało, duszę i umysł. Jestem na tym świecie po to, aby żyć, kochać, mieć i pisać prosto z serca. Tak bym to dziś powiedziała. 
Opowiesz nam, jak udało CI się dokonać zmian we własnym życiu? Bo paru już dokonałaś prawda?

Tak, opowiem Ci o trzech. Pierwsza zmiana zawodowa to była zmiana z dziennikarstwa na copywriting. Poznałam świat medialny w Polsce i nie chciałam w nim uczestniczyć. Widziałam, że na rynku medialnym nie mam szansy, pracując jako dziennikarka na życiową równowagę. Dlatego się przekwalifikowałam. Wybrałam copywriting, żeby trzymać się tego, co umiem, czyli pisania. Ta zmiana dużo mnie kosztowała. Dość idealistycznie podchodziłam do swojej dziennikarskiej misji, a w copywritingu chodzi o sprzedaż i marketing. I musiałam to sobie poukładać. Dziś współpracuję z firmami, w których produkty czy usługi wierzę. 
Druga zmiana?

Druga zmiana dotyczy założenia własnej działalności. To była duża zmiana na poziomie moich przekonań. Nie mam konkretnego produktu, tylko mój czas i to jak go wykorzystam. Moim motorem jest potrzeba życiowej równowagi i chęć pracy na własnych zasadach. Miałam mnóstwo blokad związanych z biznesem. Nie postrzegałam siebie jako osoby przedsiębiorczej. Dopiero kiedy zrozumiałam, że kreatywność i przedsiębiorczość mają to samo źródło i że biznes jest dla ludzi kreatywnych, ruszyłam do przodu. Teraz widzę, że część wspólna dla ludzi twórczych i przedsiębiorców, to jest właśnie tworzenie i realizowanie pomysłów. A skoro jestem osobą kreatywną, to jestem też osobą przedsiębiorczą - takie myślenie mnie odblokowało, to był mój moment wow!
Co konkretnie zmieniło się w Twoim postrzeganiu przedsiębiorczości?
  Myślę, że prowadzenie biznesu to jest rozwój, to jest praca nad sobą, a nigdy tego tak nie postrzegałam. Zawsze myślałam, że biznesmen to ktoś, kto żeruje na pracy innych. Śmieciowy rynek pracy mnie przeczołgał. Przedsiębiorczość w Polsce kojarzyła mi się z wyłącznie z wykorzystywaniem ludzi. Nie wiedziałam, że można inaczej. 
Trzecia zmiana?
Ostania zmiana nie dotyczy sfery zawodowej, ale emocjonalnej. Przez większą część swojego życia, byłam odcięta od swojego ciała. Gdybyś 5 lat temu zapytała mnie, jak ja się czuję, to nie byłabym w stanie Ci odpowiedzieć. W takim sensie, że absolutnie nie byłam skontaktowana ze swoim ciałem. Co więcej, powiedziałabym ci, że jesteś głupia pytając o takie rzeczy, bo ludzie, którzy kierują się emocjami, są nieracjonalni i niepoważni. Tak naprawdę nauczyłam się czuć bardzo późno i dzięki temu nie uważam, że pytanie “Jak się czujesz?” jest głupie. Myślę, że każdy może doświadczać trudności emocjonalnych i nie wiedzieć, jak sobie z nimi poradzić. W szkołach nie ma edukacji psychologicznej, nie ma zajęć typu mindfulness uczących słuchania ciała, rozumienia uczuć i emocji. Jeśli rodzice nie nauczą Cię, jak radzić sobie ze swoimi emocjami, to nie masz się tego, gdzie nauczyć.
Myślisz, że czasem wystarczy przeczytać jakąś książkę, żeby się nauczyć?

To zależy od intensywności problemu. Ja wybrałam praktykę - terapię, kręgi i zajęcia pracy z ciałem, które pokazały mi przyczyny moich trudności. Kręgi nauczyły mnie empatycznego słuchania. Dowiedziałam się też o sobie, że jestem osobą wysoko wrażliwą, tzn. że mój układ nerwowy bardzo szybko ulega przebodźcowaniu. Próbowałam sobie z tym radzić, odcinając się od ciała i emocji. Szłam przez życie, kierując się tylko racjonalnością i co chwila potykałam się o te emocje (miałam jedno poważne załamanie nerwowe i kilka epizodów depresyjnych). Nie chciałam by inni patrzyli na mnie przez pryzmat ciała i emocji. Jako kierunek studiów wybrałam filozofię, bo chciałam być mądra. Dzisiaj pozwalam sobie czuć, nie boję się intensywnych emocji, które kiedyś mnie przerażały - złości, smutku, lęku. I to te emocje uczą mnie więcej, niż czegokolwiek nauczyłam się w jakiejkolwiek szkole, na jakimkolwiek poziomie edukacji.
Myślę, że  w szkołach powinny być zajęcia z radzenia sobie z emocjami.
  Oj, bardzo by się tam przydały. Jest taki świetny kanadyjski program edukacyjny Roots of Empathy, w którym mamy z niemowlakami co miesiąc idą do szkoły. Dzieci szkolne mogą patrzeć, jak rozwija się niemowlę, jak z miesiąca na miesiąc się zmienia. Mama opowiada, jak się komunikować, w jaki pozawerbalny sposób dziecko coś mówi. W ten sposób pokazuje, że emocje są naturalne i dzięki nim możemy zrozumieć każdego człowieka.
Kasia, na zakończenie czy możesz podać trzy tytuły książek, które polecasz?

Są takie dwie książki dla mnie ważne, do których często wracam.  Jedna to “Droga Artysty” Julii Cameron, o kreatywności. Druga to “Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estes o kobiecym o życiu duchowym. Lubię też prozę Murakamiego, zwłaszcza “Kronikę ptaka nakręcacza” i “Śmierć Komendanta”. Muszę też wymienić Campbella i jego “Bohatera o tysiącu twarzy”. 
A napiszesz swoją książkę?

Kiedyś na pewno i to niejedną, jak już będę miała dochód pasywny, a dziecko będzie większe. Chodzi za mną zwłaszcza jeden pomysł, chciałabym, żeby w domu każdego Polaka znalazło się miejsce na książkę o słowiańskich korzeniach. W moim zamyśle jest to książka jednocześnie dla dzieci i dorosłych, lekka, z mapą ciekawych miejsc do odwiedzenia, zarysem historii, mitologii, najciekawszych zwyczajów, które przetrwały w kulturze ludowej. Druga książka to byłby zbiór opowiadań, historie o dorastaniu i dojrzewaniu - to dla mnie ważny temat.
Obie kupuje w ciemno! Dziękuje Ci Kasia za rozmowę, powiedz czy chciałabyś coś dodać na koniec?

Tylko tyle: podążaj za marzeniami!

ZŁOTY KOT I KATARZYNA WIEKIERA PRZEDSTAWIAJĄ: COPYWRITING ROZKRĘCAJĄCY BIZNES!